Gdy polska policja szukała Henryka Stokłosy, ten w najlepsze leczył sobie zęby u niemieckiego stomatologa
Dotarliśmy do tłumaczenia niemieckich dokumentów, które w środę trafiły do Sądu Okręgowego Warszawa-Praga. Obrońcy Stokłosy poszukiwanego listem gończym za korumpowanie urzędników Ministerstwa Finansów i sędziego z Poznania dołączyli je do wniosku do sądu o przyznanie mu listu żelaznego. Co dałby list Stokłosie? Najego mocy nie zostałby aresztowany, gdyby się ujawnił.
Dokumenty, które zdobyliśmy, mówią co innego: przedsiębiorca z okolic Piły jeszcze w grudniu podróżował po Europie. W styczniu pojawił się w Berlinie: postanowił podleczyć zęby. Ale już wtedy wiedział, że będzie się ukrywał. Skąd to wiemy? Po wizycie u dentysty Stokłosa wziął od niego zaświadczenie. 22 stycznia po południu zjawił się u berlińskliego notariusza dr. Christopha Bingego. Poprosił prawnika,żeby pieczęcią podstemplował kwit potwierdzający leczenie zębów u stomatologa. Binge przyłożył pieczęć i dał mu notarialne poświadczenie, w którym stwierdza, że Stokłosa się u niego zjawił.
List gończy za przedsiębiorcą Prokuratura Okręgowa Warszawa-Pragawydała dziewięć dni po jego wizycie u notariusza. W tym czasie obowiązywał już prokuratorski nakaz zatrzymania, na mocy którego przedsiębiorcy szukali polscy policjanci.
Czy Stokłosa dalej ukrywa się w Niemczech? Jego obrońcy we wniosku o list żelazny nie ujawniają miejsca pobytu klienta: zgodnie z prawem wystarczy, że uprawdopodobnią fakt, iż przedsiębiorca jest poza granicami Polski - a to właśnie poświadcza niemieckie "notarialne" zaświadczenie o leczeniu zębów.
Maciej Duda