gównoateisto: a po śmierci co?
Zakład Pascala dowodzi, że bardziej opłaca się wierzyć, gdyż wierząc tracimy pewne uciechy życia doczesnego ale za to możemy "wygrać" życie wieczne.
Zastanawia mnie jak ateiści widzą sens swojego istnienia w wypadku kiedy Boga nie ma, kiedy życia wiecznego nie ma, ani potępienia.
A może po śmierci jednak coś czeka na ateistów?
Albo chociaż ich życie ma jakiś 'ukryty' sens?
a może reinkarnacja? lub nic? Materia i energia przecież w przyrodzie nie ginie i wszystko kręci się dalej?*******************************
Najpopularniejsze wątki w tym dziale:
gównoateisto: a po śmierci co?
wedlug mojego agnostycyzmu wlasnie po smierci "wszystko sie wyjasni"
bo jesli bedzie NIC albo REINKARNACJA to dobrze bylo byc watpiacym czlowiekiem, a jesli okaze sie ze istnieje Bog i zostane stracona, potepiona czy co tam jeszcze, no to.... jednak wierzacy mieli racje
A czy ateizm jest religia?
Porzadny
http://historia.pgi.pl/ateizm.html
Właśnie ateiści w pewnym momencie zastanawiają sie wiecej nad religią niż wierzący. Pózniej jak już dojdą do pewnych wniosków, dojrzeją, nawet się nad tym nie zastanawiają (jak ja). Zazwyczaj ateiści, agnostycy mają wieksze IQ.
ok, to ja się wypowiem, nie mam chrztu bo rodzice dali mi pewien wybór, na religię zaczęłam chodzić jako wolny słuchacz gdy miałam 13 lat czyli w wieku w którym dziecko może samo stanowić o swoich poglądach, wcześniej co prawda też mogłam, ale nie dojrzałam jeszcze do tego by uświadomić sobie wpływ religii na kulturę, otaczający nas świat itp. więc nie chciałam jej poznać. Póżniej chodziłam, bo chyba tylko cynik i ignorant zaprzeczy, że religia miała jednak duży wpływ na kulturę, sztukę, także poniekąd cywilizację a więc składała się na obraz obecnego świata. Przez całe życie kiedy religii jeszcze nie znałam wierzyłam, że trzeba być dobrym człowiekiem bo "obserwuje" nas "ktoś" pod koniec życia jak "święty mikołaj" na wigilię, podsumuje nasze poczynania i w zależności od nich czeka nas "prezent" lub "rózga" czyli albo potępienie albo jakaś nagroda. Było to rozumowanie bardzo dziecinne i naiwne, raczej na zasadzie analogii albowiem całe życie ktoś nas ocenia a później wyciąga z tego pewne konsekwencje. Później odrzuciłam swoją koncepcję, żyłam pochłonięta innymi sprawami i raczej się nad tym już więcej nie zastanawiałam, w końcu poszłam w wieku ok 13 lat na tą religię i temat znów chcąc nie chcąc został poruszony, od tego czasu dosyć często o tym myślałam, w między czasie straciłam dziadka, kolegę i ukochanego królika. Znów zaczęłam się zastanawiać nad sensem życia i śmierci, słuchać kościelnego bełkotu na pogrzebach, dodać chcę, że i za dziadka, i za królika i kolegę się modliłam, bo poglądów nie miałam jeszcze sprecyzowanych i myślałam "a może Bóg istnieje i wysłucha?" - mloda byłam.
i wydawało się, ze wysłuchiwał, udała się operacja dziadka ale po kilku dniach umarł, kolega po wypadku odzyskał przytomność a na mszy za jego zdrowie ksiądz nagle powiedział, że jednak nie żyje, królik po serii kosztownego leczenia po wylewie odzyskał całkowitą sprawność i nawet zrobił się wesoły.. ale zdechł którejś nocy. Jako gówniara, w wieku buntu młodzieńczego uznałam dość głupio i naiwnie, że Bóg jest zły, daje ludziom nadzieję a później brutalnie ja odbiera. I tak porzuciłam go znów. Aż dojrzałam do pewnych wniosków, było to z 3 lata temu, kiedy zaczęłam poszukiwać sensu życia i istnienia bo było mi źle, jako ateistka nie miałam w czym szukać oparcia i mogłam liczyć tylko na siebie, dodam, że po śmierci kolegi już nigdy nie było tak, że "jak trwoga to do boga" zresztą w życiu modliłam się tylko 3 razy i to o czyjeś życie. Szukając natrafiłam w internecie na strone o Buddyźmie który jest powszechnie uważany za religię jednak ja uważam, że jest to światopogląd albowiem Budda nie był Bogiem, ba, teraz już go nawet nie ma {osiągnął nirvanę, już za życia zresztą, więc nie narodził się ponownie a wtopił w energię świata} Tam, w "czterech prawdach" Buddyjskich znalazłam filary swojego światopoglądu.
Może nie przyjęłam bezkrytycznie Buddyzmu, ale zauważyłam wiele prawidlowości min. "że życie jest cierpieniem" - choć oczywiście nie jestem wcale pesymistką, wręcz przeciwnie, stwierdzenie te należy rozumiec głębiej.
i że śmierć to cierpienie łagodzi. Budda, zakladał, że ludzie rodzą się ponownie (reinkarnacja) aż osiągną stan nirvany. Ja odrzuciłam to, i uważam, że żyję, cierpię, czerpię też przyjemność, nie jestem ani pesymistką (zresztą budda też nie był, wystarczy spojrzeć choćby na wszystkie podobizny) ani hedonistką, uważam, że jeśli umrę dla mnie wszystko się skończy ale świat będzie kręcił się dalej, nie wierzę w proroków, ani, że jeśli zamknę ostatecznie oczy ujrzę przyjazne oblicze "Ojca" który zapyta mnie czy byłam grzeczna, nie wierzę w życie wieczne którego zresztą wcale bym nie chciała ani w piekło czy czyściec. Życie ma sens, bo wchodzę w interakcję z innymi ludźmi, naturą itp, przyczyniając się po części do pewnych zmian (lecz nie do takich o jakich zwykł cynicznie mówić 6b) dzięki tym interakcją każdego człowieka świat nie stoi w miejscu, po śmierci moja energia i materia zasili nowe życie, jak to w naturze. Zadnego zgorzknienia, zadnego dorabiania ideologii tam gdzie jej (dla mnie nie ma). o tak o poprostu.
Możliwe, że zbiegło się na to wiele czynników min. smutne doświadczenia z dziecinstwa, (dlatego je uwzględniłam) możliwe, że nie.
jako agnostyk wiem, że jeśli jednak zobaczę Boga przed oczami po śmierci to i tak jestem świadoma tego, że żyję dobrze i zgodnie z pewnymi zasadami, a Bóg przecież jest miłosierny i wybacza. Chociaż tak naprawdę nie wiadomo, byli przecież i okrutni Bogowie.
Ksiądz mówił, że grzesznicy i ateiści boją się śmierci i umierają niespokojnie bo boją się sądu ostatecznego, ja ani się nie boję ani w takowy nie wierzę, śmierci się też nie boję (oczywiście przy tym mam instynkt samozachowawczy).
żyję spokojnie, mam wywarzone poglądy, raczej racjonalne, można rzec, że w kwestii wiary jestem materialistką, chociaż gdyby wziąść pod uwagę, że Bóg jest słowem a więc ideą - uważam więc, że to ludzie stworzyli go sobie i wykreowali na własne potrzeby(i podobieństwo) i nie widzę w tym nic złego.
PS: nie życzę sobie zadnych uszczypliwych uwag w tym temacie, gdyż są to moje poglądy, ja wasze również szanuję niezaleznie czy jesteście osobami wierzącymi czy nie, i tego też szacunku wymagam od was. - generalnie mam nadzieję na dyskusję a nie kłótnie. ps: także nie widzę sensu przekonywania tu kogokolwiek do czegokolwiek, raczej w tym temacie chodzi o podzielenie się swoimi poglądami.
o cholera, she
podziwiam ludzi ktorym sie chce na forum tyle pisac
Ciekawe czy to ktoś przeczyta?
Nie no ja sie tylko zastanawiam, czy ktokolwiek przeczyta ten blog. Moim zdaniem nikt wiec po co było pisać? A o co ci chodzi? Czemu na mnie naskakujesz i czepiasz sie? :/
Wspaniała JA i moje głębokie przezycia religijne ohhh jakie to ciekawe
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten temat. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)