PDA

Zobacz pełną wersję : Największa lufa Hitlera



MaT
20-05-07, 11:09
http://g.o2.pl/file_cms/2007/05/18/163943i.jpg

Zwykły śmiertelnik nie ma tam wstępu. Teren jest strzeżony przez uzbrojonych wartowników i druty kolczaste. Tak jest dzisiaj i tak było 70 lat temu. Tutaj testowano największe działo, jakie stworzono w dziejach świata.


Aby dotrzeć do byłego tajnego ośrodka badawczego w Darłowie (niem. Rügenwalde), trzeba uzyskać pozwolenie najwyższych władz Marynarki Wojennej RP i stosowne przepustki. Jeśli już nam się to udało, musimy liczyć się z tym, że na miejscu będzie nam towarzyszył opiekun, sympatyczny oficer nie odstępujący nas na krok, ale i chętny do udzielenia wszelkich dostępnych informacji na temat tego, czym była tutejsza jednostka wojskowa w czasie II wojny światowej.

Przechodzimy przez bramę z wartownią. Uważne spojrzenia wartowników i skrupulatne sprawdzanie dokumentów. Dookoła ceglane poniemieckie budynki koszarowe. Wysoka wieża przypominająca latarnię morską (w rzeczywistości była wieżą obserwacyjną). Droga wiodąca do lotniska, gdzie przed laty mieściło się centrum tajnego ośrodka badawczego, ciągnie się przez 4 kilometry. Mijamy wielkie hangary z czerwonej cegły, sosnowy las i ukryte w nim tajemnicze zabudowania. Na końcu drogi po lewej widać szare cielska helikopterów 29. eskadry Marynarki Wojennej. Po prawej coś, co zapiera dech w piersiach... kilkunastometrowy betonowy mur, wijący się na długości kilku kilometrów i okalający powierzchnię kilkunastu hektarów. Z muru wystają żelbetowe zęby.

Budowla wzniesiona przed 70 laty do dzisiaj budzi respekt swoim ogromem. Nieco dalej w kierunku morskiego brzegu, tuż przy krawędzi wydm, trafiamy na kolejne monstrum z dawnych czasów - gigantyczny betonowy blokhauz podzielony na trzy podłużne komory. Ściany mają grubość co najmniej 2 metrów. Po zardzewiałych stalowych schodkach wspinamy się na dach, do którego przytwierdzony jest dźwig z masywnym hakiem. Dookoła pełno obudowanych betonem transzei i tuneli wbitych w nadmorskie wydmy. Tuż nad wodą, u ujścia niewielkiej rzeczki, widać olbrzymie żelbetowe bloki sterczące z piasku. W pobliskim sosnowym lesie ciągnące się przez kilkaset metrów "szyny" z betonu, wiodące w kierunku gigantycznego muru. Dalej są podziemne bunkry, do których może wjechać średniej wielkości pociąg. Czemu to wszystko służyło?


Powrót do przeszłości

Jest wiosna 1941 roku, kwietniowy poranek. Nagle okolicą Darłowa wstrząsa potężny wybuch. W okolicznych wioskach z okien wypadają szyby. Przerażeni mieszkańcy wybiegają z domów. Jest przecież wojna i choć na Prusy Zachodnie nie spadła dotąd ani jedna bomba, to huk eksplozji budzi przestrach. Czyżby bolszewicy odpowiedzieli na czerwcowy atak? A może to Brytyjczycy i Francuzi bombardują spokojne dotąd Rügenwalde?

- Byłem wtedy w obozie pracy kilkanaście kilometrów od Darłowa - wspominał robotnik przymusowy Franciszek Fliskowski z Gdańska (od kilku lat nie żyje). - Spaliśmy w barakach i obudził nas potężny huk od strony Darłowa. Wybiegliśmy na zewnątrz. Przez chwilę nic się nie działo, ale po chwili znowu huknęło. Niektórzy koledzy popadali w strachu na ziemię. Ja domyślałem się, co tam się dzieje...

Pan Franciszek był murarzem, a jego umiejętności znakomicie przydawały się budowniczym tajnego kompleksu w Rügenwalde. Codziennie w ciężarówce ze starannie zasłoniętą plandeką, wraz z innymi robotnikami przewożono go do Darłówka (dzisiaj nadmorska dzielnica Darłowa - wówczas zamknięte tajne miasteczko).

- Esesman nie pozwolił nawet wyjrzeć - wspominał 1997 roku Franciszek Fliskowski. - Wieźli nas na miejsce robót, gdzie był wielki betonowy mur. Taki chiński mur, jak żeśmy to mówili. Na koronie tego muru były dziesiątki betonowych słupów, a pomiędzy nimi takie szklane luksfery i drewniane belki. Myśmy robili swoją robotę, nie rozglądaliśmy się, bo za to była kula w łeb od wartownika. Po pracy wieczorem ładowali nas do zasłoniętej ciężarówki i odwozili nas do obozu.

Na cegłach pawilonów wzniesionych wewnątrz terenu okolonego chińskim murem do dzisiaj zachowały się wytłoczone napisy: Ziegelfabrik Rügenwalde. Na zachowanych szynach kolejowych można odczytać napis "Krupp 1939". W jednostce wojskowej, która dzisiaj tam istnieje, jeszcze w latach 60. XX wieku eksponowano gigantyczny pocisk armatni - w latach 80. "gdzieś zniknął". Drugi taki pocisk (a może właśnie ten) znajduje się w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Ma średnicę 80 centymetrów i około 1,5 metra wysokości. To największy pocisk, jaki kiedykolwiek wyprodukowano. Co to było?

- Kiedy zacząłem tam służbę w latach 80., moją uwagę przykuł gigantyczny betonowy mur - mówi były szef sztabu darłowskiej jednostki Piotr Z. - Miejscowi mówili, że miał utrzymywać dach imitujący sztuczne jezioro, dla zmylenia alianckich samolotów i ukrycia tego, co naprawdę się tam działo. Co się działo, nie mam pojęcia. 30 lat przesłużyłem w wojsku i nie znajduję wytłumaczenia.

- Podobno Niemcy prowadzili tam doświadczenia z jakąś cudowną bronią - twierdzi jeden z oficerów zatrudnionych w bazie lotniczej 29. eskadry Marynarki Wojennej. - Spacerowałem wiele razy po lesie wokół tego muru, ale śladów wyrzutni rakiet nie widziałem, a trochę się na tym znam.

- Tu było coś naprawdę ważnego - zarzeka się jeden z najstarszych mieszkańców Darłówka. - Po wojnie, kiedy Ruskie tu byli, to nie wpuszczali Polaków przez dwa lata do czterdziestego siódmego. Wywozili tylko wagonami, co się dało. Pociągi jechały przez Darłowo i Słupsk na wschód. Ponoć to jakieś wunderwaffe było...

http://g.o2.pl/file_cms/2007/05/18/163918.jpg

Tajemnicę wiosennej eksplozji w 1941 roku w Darłowie łatwo rozwikłać, sięgając do niemieckich materiałów na temat historii II wojny światowej. Można tam znaleźć film z prób gigantycznego działa, które odbyły się z udziałem nazistowskich oficjeli i samego Adolfa Hitlera, dla którego wielka armata była obsesją. Być może wielkie stalowe działa były remedium wodza na jego seksualne i osobowościowe kompleksy. Był przecież człowiekiem zakompleksionym, niewielkiej postury i zawsze imponowało mu to, co wielkie, potężne i silne... Jak wspomina w swoich listach do siostry kochanka Hitlera Ewa Braun, chwila namiętności z wodzem III Rzeszy trwała zaledwie kilka minut i nie była podróżą do raju. Tym, co wprawiało wodza III Rzeszy w uniesienie i dziecięcy wręcz zachwyt, był potężny wybuch z gigantycznego stalowego działa.

Spełnienie marzeń

Według źródeł historycznych w 1941 r. w Darłowie wypróbowano "Dorę" i "Gustawa" - potężne stalowe mastodonty miotające wielkie pociski o wadze 1 tony na odległość ponad 30 km. Działa strzelały w kierunku duńskiej wyspy Bornholm, gdzie zainstalowano urządzenia pomiarowe. Pociski giganta nie doleciały do wyspy, jednak Hitler był pod wrażeniem potęgi próbnych wystrzałów. Zapadła decyzja o przewiezieniu jednego z dział na front wschodni. Olbrzymia operacja logistyczna ruszyła. Trzeba było przewieźć stalową konstrukcję, 3000 ludzi i wyposażenie w okolice Półwyspu Krymskiego, gdzie "największa lufa Hitlera" miała udowodnić swoją przydatność. Trzeba było zbudować niezliczone kilometry linii kolejowych, stacje przeładunkowe, węzły komunikacyjne, drogi dojazdowe do torów. Wszystko po to, żeby największe działo Hitlera stanęło pewnego dnia pod Sewastopolem, gotowe do akcji. Olbrzym oddał tam kilkadziesiąt strzałów, siejąc po drugiej stronie frontu strach i zniszczenie. Salwy zniszczyły między innymi potężny betonowy bunkier, w którym na głębokości 30 metrów Rosjanie umieścili skład amunicji.

Jak powstały działa giganty?

"Gustaw" powstał w 1941 roku w Essen, w fabryce firmy Friedrich Krupp AG słynącej z budowy ciężkich dział. Firma ta miała już olbrzymie doświadczenie - zakłady zbrojeniowe Kruppa wyprodukowały m.in. słynne działo kolejowe zwane "Grubą Bertą", wykorzystywane podczas I wojny światowej w ostrzeliwaniu Paryża. Miały więc dobre referencje u kanclerza Rzeszy. W materiałach British Museum of War czytamy, że zamówienie na stworzenie działa giganta osobiście podpisał Adolf Hitler, który upatrywał w nim narzędzia do skruszenia Linii Maginota. Inżynierowie od Kruppa stworzyli ważącą 1344 tony armatę kolejową, miotającą pociski o kalibrze 800 mm. Obsługę działa stanowiło 500 osób dowodzonych przez oficera w stopniu generała majora. Zasięg pocisków miotanych przez stalowego potwora sięgał 30 km.

http://g.o2.pl/file_cms/2007/05/18/163931.jpg

Wiosną 1941 roku Alfried Krupp zaprosił osobiście Adolfa Hitlera i Alberta Speera (ministra uzbrojenia III Rzeszy) na próby ogniowe działa w ośrodku testowym Rügenwalde. Wódz zaproszenie przyjął i pewnego ranka pojawił się na nadmorskim poligonie artyleryjskim. W brytyjskim Museum of War zachował się film dokumentujący tę wizytę. Widać na nim niewielkiego wzrostu mężczyznę z wąsikiem, w mundurze, na tle stalowego monstrum z olbrzymią lufą. 500 ludzi uwijających się jak w ukropie przygotowało wszystko na czas i "Gustaw" mógł oddać serię strzałów na oczach wodza.

Oprócz "Dory" i Gustawa" w Darłowie-Rügenwalde testowano też inne potężne narzędzia zagłady. Wielkokalibrowe działa lądowe i okrętowe przyjeżdżały tu dziesiątkami przez cały czas trwania wojny. Robotnicy zatrudnieni tutaj po jej zakończeniu i wyjściu Rosjan wspominali, że przyszło im ciąć palnikami kilkunastometrowe lufy, które potem wywożono do hut.

Na podstawie materiałów archiwalnych można dzisiaj przynajmniej częściowo wyjaśnić przeznaczenie poszczególnych darłowskich obiektów. I tak przetykany stalowymi balami chiński mur miał prawdopodobnie chronić testowane działa przed oczyma ciekawskich i szpiegów. Z góry miała je osłaniać gigantyczna siatka maskująca. Monumentalny trzykomorowy blokhauz przy plaży służył do prób przebijalności pocisków. Wypełniano go torfem (w pobliżu do dzisiaj jest go pod dostatkiem) i strzelano w jego kierunku. Po wypłukaniu torfu wodą można było przeprowadzać skomplikowane pomiary i analizy dotyczące skuteczności broni. Podziemne podłużne schrony stanowiły magazyny amunicyjne (podobno pełnią tę funkcję do dzisiaj, ale to tajemnica). Wielkie ceglane hangary były zaś częścią lotniska zapewniającego darłowskiemu kompleksowi szybką komunikację. Dzisiaj przeprowadza się w nich przeglądy i naprawy helikopterów.

Przeznaczenie wielu obiektów pozostaje jednak niewyjaśnione do dzisiaj. Nie wiadomo, do czego służyły betonowe kręgi w zachodniej części jednostki. Nie wiadomo, w jakim celu zbudowano betonowe "szyny" ani czemu miały służyć wielkie żelbetowe kloce, rozrzucone po plaży niczym zabawki. Tajemnica tych osobliwości wciąż czeka na swojego odkrywcę...

tutaj parę innych informacji: http://pl.wikipedia.org/wiki/Armata_kolejowa_Dora
http://content.answers.com/main/content/wp/en/thumb/3/3d/200px-SchwererGustav.jpg http://img218.imageshack.us/img218/5778/schwerergustavto5.th.jpg (http://img218.imageshack.us/my.php?image=schwerergustavto5.jpg) http://img218.imageshack.us/img218/2148/gustav2om8.th.jpg (http://img218.imageshack.us/my.php?image=gustav2om8.jpg)

CweS_xHyJAs

_1HF3Jr5w9w

nAxySDG_jjs


Musze przyznać, że naprawdę robi wrażenie.

Widząc ogrom jakim dysponowała III Rzesza i to nie tylko na podstawie tych materiałów, stwierdzam jedno znacznie, że.... nie było żadnego innego narodu w historii, który mając taką przewagę nad innymi, tak zajebiście to wszystko spierdolił.

Hitman
20-05-07, 12:03
Ja je sobie odpalam w ET(railgun):)

profektus
21-05-07, 10:17
wysadziłęm ostatnio takie działo w "rajdzie na berlin":D:D